Wyobraźmy sobie sytuację taką. Mamy stronę, pozycjonujemy ją czy to sami, czy przez firmę SEO, wszystko układa się pięknie. Pozycje rosną, są konwersje, wszystko super działa. A tu nagle łup i wszystko się kończy. Pozycje w SERP lecą na łeb, kończą się konwersje, koty i psy żyją ze sobą w harmonii i ogólny Armagedon. Może to przetasowanie w wynikach wyszukiwania? A może jednak dostaliśmy karę. I jak to teraz ugryźć – zapytacie. Ano w sposób, który opiszę poniżej.
Musimy pamiętać, że kara od Google, poza typem, może mieć 2 formy – algorytmiczną i ręczną. Nasze dalsze działania zależą od typu owej kary. Jak to sprawdzić? Przede wszystkim posiadać dostęp do Narzędzi dla Webmasterów. Tam widnieje sekcja „Działania ręczne”, w której to możemy sprawdzić czy została nałożona kara, a także jakiego typu i za co. Ale tutaj zaczynają się schody, ponieważ informacje tam zawarte tyczą się tylko kar ręcznych.
Zostańmy zatem przy tym temacie i podążmy dalej. Wchodząc w powyższe menu możemy ujrzeć informację o działaniach ręcznych nałożonych na stronę. Mogą one odnosić się do linków, do naszej witryny, linków wychodzących od nas, cloakingu, spamu itp.
My przyjrzymy się przede wszystkim karze za linki do naszej witryny, gdyż jest to najżmudniejszy element. Cała reszta wymaga od nas zajęcia się tylko i wyłącznie naszą witryną i poprawienia elementów do których kara się odnosi. W przypadku linków przychodzących musimy zrobić dużo więcej. Zacznijmy więc…
Przede wszystkim musimy zatroszczyć się o listę linków do naszej witryny. Szczęśliwie Narzędzia dla Webmasterów taką opcję nam dają. Jak widzimy na powyższym obrazku – widnieje tam opcja „Linki do Twojej witryny”. Wchodzimy tam i widzimy taki obrazek.
Klikamy zatem na „więcej” zaznaczone na powyższym obrazku. Przenosi nas to do kolejnej podstrony.
Klikamy w „pobierz najnowsze linki”, ściągamy plik CSV na dysk i mamy już solidną podstawę. Listę taką można również uzupełnić o dane z serwisów typu ahrefs czy majesticseo, chociaż muszę przyznać że przy ostatnich kilku filtrach jakie pomagałem usuwać dane z GWT wystarczyły zupełnie.
Ok, mamy już linki i co teraz? Teraz nadchodzi najżmudniejsza część pracy, czyli analiza tych linków. Ja sobie to uprościłem dosyć mocno i listę linków przekonwertowałem makrem aby zostały same domeny. Potem wystarczy zrobić sobie tabelę przestawną, posortować po ilości malejąco i mamy już solidną podstawę do pracy.
Jeśli chodzi o kryteria linków to już zależy tylko od was jak będziecie ich szukać. Ja akurat wiedziałem doskonale, że Google przyczepiło się do SWL oraz słabych katalogów, więc mogłem spokojnie przyjąć pewne założenia w automatyzacji linków. Wrzuciłem również całą listę linków do Xenu aby wyszukać, czy któreś nie zwracają przypadkiem kodu 404 lub innego pozwalającego je od razu wykluczyć.
Wtedy już było prosto – ustawiłem sobie kilka znaczników i kolorów i zacząłem długą analizę. Chyba najdłuższa z nich zajęła mi 4 dni. Oczywiście można w takim przypadku wspomóc się takimi narzędziami jak SiteCondition czy LinkDetox, ale jednak uważam, że tego typu narzędzia raczej pomogą nam w pracy ale nie zrobią jej za nas.
Co do filtrów, których sam użyłem do listy linków, szukałem konkretnych elementów adresu URL, które mogły mi zasugerować, że strona jest niskiej jakości i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Były to np. strony z polfontami w URL (xn--), url zawierające słowa „seo”, „katalog” czy „pozycjonowanie” itp. Oczywiście jeśli tylko miałem wątpliwość to sprawdzałem stronę mimo wszystko. No i uważałem na niewywalanie np. majesticseo, które też podpadło pod wyróżnianie treści w excelu.
Powróćmy jednak. Zrobiliśmy analizę linków, mamy wyłonioną listę brzydali i idziemy dalej. Przede wszystkim staramy się usunąć jak najwięcej linków na własną rękę. Kontaktujemy się z webmasterami stron i prosimy o zdjęcie linka, wywalamy kampanie z SWL… cokolwiek co sprawi że link sobie zniknie.
Uważajmy jednak, bo niektórzy webmasterzy życzą sobie pieniędzy za usuwanie linków. Pytanie teraz czy warto płacić. A to zależy od strony. Jeśli ze stroną nie chcemy mieć nic wspólnego – nie płacimy, mamy narzędzie które pozwoli nam zrzec się linka (ale o tym za chwilę). Jeśli natomiast zależałoby nam z jakiegoś powodu na przyszłej współpracy z daną stroną – ja bym się zastanowił czy rzeczywiście zależy mi na takiego typu współpracy, no ale co kto lubi.
Usunęliśmy ile się dało? Super! Zostało coś? Szkoda, ale nie płaczmy. Możemy to naprawić, mamy technologię. A technologia ta nazywa się Narzędziem do zrzekania się linków, czyli Disavow Tool. Jest to miejsce, w którym możemy wgrać odpowiednio spreparowany plik aby powiedzieć Google: „nie chcemy tych linków, nie możemy ich usunąć, ale nie łącznie nas z nimi”. Pamiętajmy tylko, że plik taki może wgrać tylko właściciel witryny. Jak powinien wyglądać taki plik? Ano jest kilka zasad:
- kodowanie: czyste UTF-8
- format: txt
- komentarze w pliku robione po hashach
- wrzucanie nie pojedynczych linków a całych domen poprzez domain:domena1.pl
W praktyce plik taki powinien wyglądać tak:
W praktyce, nawet jeśli z jakiejś strony usunąłem link, dodawałem tę stronę i tak do pliku disavow, zwłaszcza jeśli widziałem że strona jest naprawdę marna i nie ma sensu zawracać sobie nią głowy. Jak powiedział kiedyś Matt Cuts – korzystać z narzędzia do zrzekania się jak z maczety.
Plik taki zapisujemy jako disavow.txt i wgrywamy do narzędzia zrzekania się linków. Co dalej? To zależy.
Jeśli rzeczywiście dostaliśmy karę ręczną i mamy o tym informację w Narzędziach dla Webmasterów – piszemy Prośbę o ponowne rozpatrzenie. Tam informujemy Google o podjętych krokach w celu zadośćuczynienia, obiecujemy poprawę i posypujemy głowę popiołem. Dołączamy tam również link do pliku disavow. A skąd ten link? Ano wgrywamy pliczek również do Google Drive i pamiętamy aby ustawić dostęp dla „każdy kto ma link”.
W polu „link do udostępnienia” mamy to co musimy wkleić do treści prośby o rozpatrzenie. To pozwoli na analizę tego pliku przez pracownika Google i szybsze zajęcie się naszą sprawą.
Od tego momentu mamy 2 opcje. Albo dostaniemy informację, że działania ręczne zostały wycofane, albo info że witryna nadal narusza wskazówki. W tym drugim przypadku od niedawna Google stara się wysyłać kilka przykładowych linków aby wskazać nam o jaki typ im chodzi. Co wtedy? Ponowna, jeszcze bardziej restrykcyjna analiza.
Jeśli w tym przypadku okaże się, że musicie wgrać nowy plik disavow – dodajcie wszystkie linki wstawione do poprzedniego razem z komentarzem. Przykładowo:
#Linki zgłoszone w pliku disavow z dnia xx-xx-xxx
Oczywiście całą procedurę z wgrywaniem pliku do Google Drive i ponownym pisaniem rozpatrzenia również przechodzimy, aż w końcu ujrzymy cudowny komunikat o zdjęciu kary.
No dobrze, ale co z filtrem algorytmicznym?
No cóż…
Serio… ani nie wiemy na pewno czy to kara, bo nigdzie nie ma info, ani nie możemy napisać prośby o ponowne rozpatrzenie. Zostaje nam analiza linków i wszystkie pozostałe kroki aż do wgrania disavow, ale pomijając prośbę o rozpatrzenie. A tak to zostaje nam się modlić.
Jeżeli chcielibyście się dowiedzieć więcej o karach Google, zapraszamy do kontaktu z nami.